14 września 2011

Rodzicielstwo powściągliwości

Odkąd pojawił się na świecie nasz synek, w mojej głowie ciągle buzują myśli jak najlepiej przygotować moje szczęście do dorosłego życia, jak najlepiej stymulować synka do ciągłego rozwoju. Chciałabym mu dać ja najwięcej z siebie:) Jednak są takie chwile, gdy mamie/ tacie braknie sił. Pojawiają się wówczas straszliwe wyrzuty sumienia, że mogłabym tyle, a nie dam rady, a nie mam jak.

Dodatkowo wokół aż roi sie od porad jak wspomagac dzieci, jak pomagac im w rozwoju- co  potęguje jeszcze rodzace się wyrzuty sumienia.

I właśnie w jednym z takich momentów trafiłam na ciekawy blog mama zaczytana rodzicom i wszystkim rodzicopodobnym a na nim wyjatkowo ciekawą refleksję/ recenzję książki Carla Honoré „Pod presją. Dajmy dzieciom święty spokój!” (Wydawnictwo Drzewo Babel)



Polecam gorąco lekturkę   zarówno książki jak i jej recenzji na tymże blogu  Rodzicielstwo powściągliwości 



 "

Rodzicielstwo powściągliwości


Był czas, że szukałam przedszkola. To było mocne przeżycie. To, co zwykle słyszałam od dyrektorów placówek, kręciło się wokół: mamy pięć posiłków, języki obce, rytmikę, taniec, wycieczki, basen, szkółkę narciarską, dżudo… Na pytanie o koncepcję wychowawczą nikt nie umiał odpowiedzieć, na pytanie o czas spędzony na dworze lub czas wolny padały odpowiedzi porażające: wychodzimy wiosną i latem/jak jest sucho; staramy się zorganizować czas dzieciom jak najlepiej. Ta historia ma swój happy end – znaleźliśmy miejsce, w którym zajęć dodatkowych i wycieczek jest tylko parę, do tego nie trzeba z nich korzystać. I gdzie wychowawcy zaczęli i skończyli spotkanie, mówiąc tylko i wyłącznie o dzieciach. Złe wspomnienia powróciły jak żywe przy lekturze książki Carla Honoré „Pod presją. Dajmy dzieciom święty spokój!” (Wydawnictwo Drzewo Babel). Ale po kolei.
Najpierw kilka pytań. Czy Państwa dziecko w przedszkolu uczy się języka/ów, a popołudniu chodzi na jakieś zajęcia dodatkowe? czy na rower/rolki/łyżwy siada uzbrojone w kask? czy macie w domu blokady na szuflady, drzwi, gniazdka i kanty stołów? a wysoką blachę osłaniającą kuchenkę? a czy towarzyszycie większości zabaw swoich dzieci? czy macie wśród książeczek dziecięcych choć jeden katalog zabawek lub książeczkę promocyjną? TAK? A czy dziecię Wasze wychodzi samo na podwórko? czy samo chodzi do szkoły znajdującej się w pobliżu domu? czy robi drobne zakupy w sklepie pod domem? a czy zabawki Waszego dziecka mieszczą się na góra trzymetrowej półce? NIE?
No właśnie. W takim razie gorąco polecam „Pod presją”. Carl Honoré objechał kawałek świata i w kilku rozdziałach opisał współczesne tendencje wychowawcze i ich skutki. Jak na mój gust zrobił to zabawnie i pouczająco. Powiedzmy sobie od razu – dla nas, tu i teraz, ta książka jest cenna, bo jak sugeruje moja peregrynacja po przedszkolach – jesteśmy na początku ścieżki opisywanej przez Autora. Ścieżki w nieciekawym kierunku, niestety. Uczmy się więc na błędach cudzych, nie swoich, póki czas. Tym bardziej, że chodzi o nasze dzieci.
Carl Honoré sam nie jest wolny od słabości: dzieci ma w szkole w zamożnej części Londynu, korzysta z usług niani i – jak sam przyznaje – ubiera się, jakby był starszym kolegą swojego syna. Do tego rozdział o dyscyplinie napisał, jakby nie chciał, ale musiał. I mimo że uważa wszystko to razem za współczesną normę (nie wymagajmy od ludzi zbyt wiele…), liczne jego spostrzeżenia wydają się słuszne i mądre.
Tytułowe „Dajmy dzieciom święty spokój!” jest wezwaniem do tego, by zaprzestać reżyserowania życia - zdolności, przyszłości zawodowej i osobistej – swoich dzieci. Zdejmijcie słuchawki z Mozartem z brzucha Waszej ciężarnej żony, dajcie spokój z czarnymi wzorami na białym tle nad łóżeczkiem Waszego noworodka i dajcie odetchnąć dzieciom od nieprzerwanego szpiegowania w nich choćby cienia talentu w obawie, by nie zaniedbać geniuszu. Pozwólcie im za to wytaplać się w błocie, wypieścić się z Wami na kanapie i wynudzić nad stosem starych, odrapanych klocków. Jak uczą badania i doświadczenie amerykańskiego i azjatyckich społeczeństw, nieprzerwana asekuracja i pilotowanie każdej dziecięcej decyzji – od koloru skarpetek po kierunek studiów – kształtuje ludzi niezaradnych i roszczeniowych, wycina ciekawość świata i paraliżuje twórcze myślenie. Żyjemy w najzdrowszym jak dotąd i najbezpieczniejszym środowisku, a jednak faszerujemy dzieci szczepionkami i trzymamy pod kloszem w domu. Czy nie dlatego, że nasze wyobrażenia kształtują media, a nie rzeczywistość? Z iloma sąsiadami znają się Państwo z imienia? A z którym sprzedawcą w pobliskim sklepie? Kiedy ostatnio spędziliście dzień przed domem, na placu zabaw, w parku?
Wnioski po lekturze mam smutne – wybujała troska o dzieci jest w dużej mierze oznaką naszego zalęknienia i wyobcowania. Wynika również z traktowania tego jednego czy dwojga dzieci w rodzinie jak dzieła sztuki, kogoś, kto musi się udać przede wszystkim NAM w życiu. Łatwiej jest wyćwiczyć u dziecka zmysł równowagi czy dłoń, nauczyć je kilku języków albo zadbać o wyprostowaną sylwetkę niż nauczyć kreatywności, wiary w siebie i zaufania do ludzi, ciekawości świata czy pragnienia wiedzy dla niej samej. A przecież to właśnie te ostatnie cechy gwarantują szczęście w życiu i sukces – w jakimkolwiek kierunku by dziecko nie poszło. Niestety, nadmierne zabieganie o fizyczne i umysłowe zdolności sprawia, że zaniedbujemy (lub wręcz okaleczamy) sferę moralną i emocjonalną – przenosząc życie naszych dzieci z rodzinnego domu do szkolnych sal, świetlic, domów kultury i Bóg wie, gdzie jeszcze… Bliskość i wspólny czas zastępując kolejnym gadżetem czy kursem rzeźby w glinie, okazujemy tak naprawdę swoją bezsilność. Bo czyż nie chodzi o to, że źle nam ostatnio w naszym zabieganym, zestresowanym życiu, ale wstyd nam przyznać, że nie umiemy inaczej? Więc programujemy te nasze dzieciaki na życie takie samo z myślą, że jak nauczą się tego, czego my jeszcze nie umiemy, to wszystko przyjdzie im szybciej, lżej, łatwiej… I może znajdą się lepiej niż my. Cóż, a przecież tak naprawdę chodzi o to, by umieć cieszyć się życiem w każdych okolicznościach, nie zaś by tylko w pewnych okolicznościach dostrzegać radość życia."

Źródło :  Rodzicielstwo powściągliwości   
mama zaczytana rodzicom i wszystkim rodzicopodobnym 

1 komentarz:

Małgosia pisze...

Dziękuję za udział w naszym candy :) Cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga, jako że tematyka jest dla mnie interesująca z przyjemnością będę tu zaglądać :)